sobota, 10 maja 2014

Chapter 1

Po wielkim korytarzu rozszedł się dźwięk dzwonka, który sygnalizował przerwę. Wzięłam torbę do ręki i wybiegłam z klasy. Teraz była przerwa na lunch, a ja nie zamierzałam jeść na stojąco. Znając życie mój przyrodni brat, ani kuzyn nie pofatygowali się by zająć miejsca. Zawsze ja musiałam to robić. Na całej długości korytarza rozciągały się szawki na książki. Każda miała swój wyjątkowy charakter. Dyrektor zabronił pisać nam markerami po tych nijakich kawałkach blachy, co jeszcze bardziej nas zachęciło do tego. Niektórzy grafitowali na nich swoje imię, numer z szafki, albo pisali jakieś napisy coś symbolizujące. Na moim znajdował się japońska litera, która nie miała większego znaczenia. Kiedyś zobaczyłam ją w pewnej książce o roślinach albo ziemi? W każdym bądź razie, wpadła mi w oko i od tamtego czasu utkwiła mi w pamięci. Przekręciłam odpowiednio kod i wrzuciłam torbę do środka z impetem zamykając metalowe drzwiczki. Zaczęłam kierować się w stronę stołówki. Nie brałam pieniędzy, bo przecież zajmuję stolik a chłopcy w ramach rekompensaty kupują mi lunch. Czy to nie jest cudowne? Popchnęłam dwu skrzydłowe drzwi i uderzył we mnie zapach kurczaka i makaronu. Rozejrzałam się po dosyć mocno zaludnionej stołówce. Na szczęście jeszcze było parę wolnych stolików. Nasza szkoła wyróżniała się tylko pod jednym względem: Nasze kucharki naprawdę potrafiły wyśmienicie gotować! I chwała im za to. Sercem stołówki oczywiście była kuchnia, jednak największy gwar panował przy ladzie gdzie brało się tacę, później dawało się 10 funtów jednej z kucharek i szło się wzdłuż pojemników równo porozkładanych na blacie. W każdym z pudełeczek codziennie znajdowało się coś innego. Każdy wybierał sobie to na co miał ochotę. Sądząc po zapachach, to dzisiaj są piersi w panierce i spagetti. Wyjątkowo zjem dzisiaj makaron z sosem. Uwielbiam kurczaka, ale boję się, że może mi zbrzydnąć. Skończyłam się przepychać przez tłum nastolatków i zajęłam jedno z trzech miejsc przy niebieskim stoliku. Przewiesiłam bluzę o oparcie i zaczęłam skanować wzrokiem pomieszczenie. Każdy miał jakieś zajęcie. Każdy z wyjątkiem mnie. Zaczęłam nerwowo uderzać palcami o plastikowy blat. Nagle poczułam jak ktoś kładzie ciepłe dłonie na moich oczach.

- Zgadnij- powiedział ochrypłym głosem. Największy żartowniś i szkolny błazen z burzą loków na głowie i niesamowicie zielonymi oczami, we własnej osobie mój najlepszy kuzyn- Harry Styles.
- Hazza- powiedziałam ściągając jego duże ręce z mojej twarzy. Chłopak obszedł stolik do okoła i zajął miejsce na przeciwko mnie. Już miałam się odezwać, ale jakiśkretyn wskoczył na nasz stolik. Spojrzałam tylko na białe Nike Air Force, a już znałam ich właściciela. Największy bad boy w szkole, który większość swojego życia spędza na układaniu swoich idealnych, czarnych włosów lub na dokuczaniu słabszym (patrz mi). Jego kruczoczarne żęsy podkreślają, tylko idealizm jego kawowych oczu. Zayn Malik, mój brat. Przyrodni. Mamy tą samą matkę, ale innych ojców. Długa i nudna historia. A teraz ja. Dziewczyna z brązowymi oczami, bursztynowymi włsami i nieokiełznanym charakterem- Rose Kelly. Znana również jako "siostra Malika" ,"kuzynka Stylesa" lub po prostu "ta co się szlaja za Malikiem i Stylesem". Serio?! Czy moje imię jest tak trudne do zapamiętania. Nie chcę być tylko kojarzona z tymi dwoma kretynami, których uwilbiam nad życie.
- Co jest laski?- spytał mulat zeskakując ze stolika. Harry zgromił go spojrzeniem, a ja jak zwykle się uśmiechnęłam.

Nie wiem czy już o tym wspomniałam, ale nasza trójka uwielbia sobie docinać, co chyba jest normalne w każdej rodzinie.
- Życzy sobie pani dzisiaj czegoś specjalnego, pani 'siostro Zayna Malika"?- spytał z żartobliwym wyrazem twarzy Zen. Wiedział, że nie cierpię, gdy ktoś zwraca się do mnie nie dość, że formalnie to i jeszcze używa "tego przezwiska", które wcale nie jest przezwiskiem. Gdzie tu logika?
- Dzisiaj wyjątkowo Spagetti- powiedziałam spoglądając za siebie. Jakaś dziewczyna siedziała parę stolików za mną i uważnie mi się przyglądała. Była ubrana na ciemno. Czarne rurki i granatowa bluzka z nadrukiem "fuck off", bardzo orginalnie. Mówiąc orginalnie, mówiłam to dosłownie. Każda, ale to każda z dziewczyn w szkole chodziła ubrana w szkolny mundurek, którego nienawidziłam. Biała koszula i cięki ciemno-niebieski grawat. Chłopcy również mięli białe koszule i krawaty, z taką różnicą, że ich niebieskie kawałki.materiału był trochę większe od naszych.
- To jakaś nowa, ze średniej klasy- powiedział lokers podąrzając za mną wzrokiem. To wyjaśnia brak jej mundurka.
- Dziwna jakaś- wykrzywiłam się mówiąc te słowa. Odwróciłam się spowrotem do chłopaków.
- Zaliczając najdziwniejszych, jest w kolejce zaraz za tobą- zaśmiał się zielono-oki za co zarobił kuksańca w ramię. Chyba coś mało się do tego przyłożyłam bo wcale go to nie zabolało, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie.
- Smacznego- usłyszałam gdy wylądowała przede mną tacka z makaronem. Chwilę później brat postawił obok mnie colę i sam zaczął sączyć swój napój.
- A tak w ogóle, to idziemy teraz na spotkanie w bibliotece z jakąś pisarką. Podobno jest nieźle szurnięta- powiedział Styles szybko przełykając kawałki kurczaka. Dla niego każdy był dziwny.
- Na pewno nie bardziej od ciebie- zażartowałam i wzięłam kolejną porcję makaronu do ust.
- Podobno, to co napisała w książce jest prawdą- kontynuował mulat. Zaczął siorbać zimny napój.
Zdecydowanym ruchem wytrąciłam mu kartonowy kubek z ręki, na co spojrzał się na mnie jakbym zabiła mu matkę. Uniosłam ręce w ramach poddania się, a ten szczur szybkim ruchem zwinął mi napój sprzed nosa. Zaczęłam mu go wyrywać, ale gdy zobaczyłam, że na dnie została już tylko odrobina to podarowałam mu to.
- No wiesz, są takie książki, które zawierają prawdę. Cały świat nie kręci się wokół komiksów matole- znów wzięłam makaron do ust.
- Książka jest o wilkołakach- odparł na co ja zaczęłam krztusić się tym wybornym smakołykiem. Nie no serio ta babka musi mieć coś z deklem. I na dodatek mamy spędzić z nią czterdzieści pięć minut? Oho, już to widzę. Połączenie Zayna, Harrego i nudy to mieszanka wybuchowa. Aaale przynajmniej będzie na co popatrzeć. Mam nadzieję, że tym razem nie wplączą mnie w te swoje wydurnianie się. Ostatnio zaczęli grać w zbijaka kaktusem i to ja ostatecznie oberwałam. Mmm...żyć nie umierać.

_______________________________________________
Yeah, dodałam go bo chciałam żebyście mięli co oceniać, bo sam prolog raczej nic nie przedstawia. Wiem, wiem. Wieje nudą, ale żeby się coś działo musi najpierw być spokojnie. Jak wam się podobają postacie. Z góry przepraszam, ale niestety w tym opo raczej nie będzie Liama, Nialla i mojego kochanego Boo Bear, Louisa. Nie mam na razie na nich żadnego pomysłu. Ale kto wie co bd później? :p NN dodam jak będą cztery komentarze, każdy od innej osoby. Każda osoba, która czyta "to coś" na górze niech zostawi po sobie jakąś oznakę życia. :p ILY.xx 
Jest po pierwszej w nocy, a ja tu haruję :p 

piątek, 9 maja 2014

Prolog

- Zaczynaj- usłyszałam szept w mojej głowie. Zayn. Czy ja muszę się tak wszystkiego bać?!
- Tak, musisz- tym razem usłyszałam głos loczka. Przestańcie czytać mi w myślach! Czasami są niemożliwi. Moje dłonie mi strasznie drżały. W gardle miałam pewnego rodzaju gulaję, która uniemożliwiała mi przełykanie śliny. Przez moje ciało przechodziły miliony małych stworzonek wywołujących dreszcze. Telepało mną na wszystkie strony świata.
- Zaczynaj- ponaglił mnie mulat. Okej...Nie dam rady! Nie mogę!
- Rose, dasz radę. Pomyśl o tym, że jak coś ci nie pójdzie to nas zabijesz- dzięki Hazza za pocieszenie teraz jest jeszcze gorzej. Boże, ode mnie zależy ich życie!
- Raz...- szepnęłam. Mój głos drżał. Zresztą, jak cała ja. Jak chłopacy mogą być tacy spokojni i opanowani? Chyba za bardzo we mnie wierzą.
- Dwa...- ścisnęłam ręce w pięści, jakby to miało mi pomóc zniwelować strach. Zadziwię was, ale to gówno dało. Nie słyszałam już myśli chłopaków. Musięli znajdować się już poza moim zasięgiem. Ale to może nawet i dobrze, bo ostatnio komentarze Stylesa tylko pogarszały sprawę.
- Trzy...- przykucnęłam. Moje kolana i dłonie twardo przywierały do leśnego runa. Słyszałam tylko bicie mojego serca. To trochę dziwne, bo w lesie zawsze jest coś słychać. Tym razem, cisza. Nawet matka natura wiedziała, że coś się święci. Muszę jej przyznać rację.
- Cztery...- przełknęłam głośno ślinę. Do moich uszu docierały już inne dźwięki. Dźwięki łamanych gałęzi. Już czas. Już są blisko. Przecież to nic trudnego. Muszę tylko swoją mentalną siłą utorować drogę chłopakom. Nie mogą na nic wpaść bo będzie po nich. Będą poruszali się z prędkością światła. Ja muszę być szybsza przecież to nic trudnego, no nie? Prędkość z jaką się rozwiną przełamie barierę. Barierę pomiędzy nami, a światem ludzi. Chcemy wrócić do swoich. Poczułam zrywający się wiatr. Nie, Zayn ja nie dam rady! Krzyknęłam w myślach z nadzieją, że mnie usłyszy. Wiatr był co raz mocniejszy, a ja musiałam się skupić.
- Pięć...!- krzyknął Harry przebiegając obok mnie, a zaraz obok niego Zen. Eolas. I muszę działać.

________________________________________

Hej, hej. Yeah, ogarniam. Dwa blogi! Mam nadzieję, że "wolf bottom" odniesie taki sam sukces jak "danger". Liczę na was. Chapter1 już w niedzielę. Komentujcie!